Mar 7, 2021 · Odpowiedź. 3 osoby uznały to za pomocne. karolinaez. report flag outlined. Jeśli chodzi o lekturę to. Autor chciał przekazać czytającym że nie należy być złym człowiekiem ponieważ nic z tego dobrego nie wyjdzie, należy każdego traktować równo. Udowodnił nam również ze jeżeli nie zaznasz nigdy niczego złego to nie możesz
dadshot Bez urazy ale twoja interpretacja jest w stylu " Co miał na myśli autor pisząc że zasłony były niebieskie" wyżej znajduje się link do interpretacji która w moim odczuciu jest prawdziwsza gdyż poparta jest wierszem który znajduje się w książce ale jednak słowo uznania za kreatywność .
Na kolejnych etapach swojej edukacji na pewno nie raz stawałeś przed wyzwaniem związanym z analizą i interpretacją poezji. Jestem pewna, że musiałeś także odpowiadać na pytanie: co autor miał na myśli? C zeka Cię to także na maturze. Bowiem podczas pisania wypracowania jednym z tematów zwykle jest tworzenie interpretacji wiersza.
Dzięki takim tłumaczeniom gramatyki języka niemieckiego mam za co żyć tłumacząc co autor miał na myśli na język ludzki tudzież polskiponiżej krytykowany przeze mnie cytat: "To, w jakim przypadku jest rzeczownik uzależnione jest od tego, jakiego dopełnienia wymaga czasownik lub przyimek stojący przed rzeczownikiem.
Piotr Siemion - "Niskie łąki", poza serią, Wołowiec 2016Materiał nakręcony w Księgarni Czarnego w Warszawie (ul. Marszałkowska 43/1, czynna od poniedziałku d
Śmierć jest wszędzie, na niebie, na ziemi i pod nią. Pejzaż został rozbudowany od tego co zewnętrzne, ku temu, co wewnętrzne - ukryte przed oczami. Jest to obraz rodem z koszmarnego snu i jednocześnie proroctwa, w którym pojawiają się znaki apokalipsy: świat ogarnia ciemność, ludzie mordują się wzajemnie.
. Zatruwamy kolejne pokolenia, gruntując w nich przekonanie, że literatura w szkole nie ma nic do zaoferowania, nie opowiada o ich sprawach ani o ich świecie. Jest ramotą długą oraz nudną. W dniu, w którym odbywała się tegoroczna matura z języka polskiego, miałem operację. Zanim trafiłem na salę zabiegową, wyciszyłem telefon. Kilka godzin później sięgnąłem po aparat, by poinformować bliskich o swoim stanie. Wyświetlacz pokazywał liczne nieodebrane połączenia i esemesy. Ułomki myśli krążyły wyłącznie wokół tego, co działo się w szpitalu, dlatego uznałem, że wszystkie te sygnały są świadectwem troski o moje zdrowie. Przeczytałem pierwszą wiadomość: „Jak to jest być na maturze?”. Drugą: „Teraz jak Mrożek będziesz musiał tych młodych ludzi przeprosić”. Trzecią: „Nie wiem, czy Ci gratulować, czy raczej współczuć, ale w domu było poruszenie”. Czwartą: „Czy ten Jankowicz od matury z polskiego to Ty? Bo syn dziś zdawał”. Doszedłem do wniosku, że należy zawiesić wiarę w prawdziwość otaczającego mnie świata, jednak świat nie dawał za wygraną. Przychodziły kolejne esemesy...
Skip to contentCO AUTOR MIAŁ NA MYŚLI?CO AUTOR MIAŁ NA MYŚLI?Od dzieciństwa nasze wytwory były oceniane i interpretowane przez innych. Każdy z nas zmagał się z pytaniem: co autor miał na myśli? Nadawano im różne etykiety, co czasami doprowadzało do tego, że zamiast tworzyć zaczynaliśmy odtwarzać. Z czasem nauczyliśmy się, by nasze nieskrępowane myśli i pomysły, zastępować kalkulacją lub inaczej mówiąc racjonalizmem. Odzywający się głos serca odwiecznie toczy spory z głosem rozsądku. Przy czym jeden i drugi potrzebne są w naszym doświadczeniaW szkole podstawowej zaczęłam pisać wiersze. Czasami pisałam jeden za drugim, a czasami jeden przez długi czas. Potem przyszedł moment na kawałek prozy. Słowa łatwo układały się w zgrabne dla mnie zdania. Wszystko tworzyłam dla siebie. Od czasu do czasu otwierałam swój zeszyt i pisałam. Przychodziło mi to naturalnie, z łatwością. Pamiętam, że na klasówkach zawsze wybierałam temat wolny, w którym mogłam pisać o czym chciałam i taki, w którym nie musiałam udowadniać, że znam daną książkę słowo w taki moment na samym początku wchodzenia w nową licealną rzeczywistość, że dostałam z wypracowania słabą ocenę z komentarzem zapisanym dużymi czerwonymi literami „zbyt infantylne”. Musiałam wziąć sobie to mocno do serca, bo przy kolejnych wypracowaniach zaczęłam ważyć swoje słowa. Pewnie pojawiła się nieświadoma potrzeba spełniania oczekiwań, otrzymania dobrych ocen, uzyskania akceptacji. Ponieważ skończyła się możliwość pisania na wolne tematy, a jedynie na te dotyczące omawianej literatury, mogłam to wszystko otrzymać pisząc dokładnie to „co autor miał na myśli”. Przestrzeń na pisanie od serca, wolne myśli, refleksje, pomysły, zaczęła się w mojej głowie zmniejszać. I tak zaczął się tryb odtwarzania, wspieranego czasami opracowaniami, które było dobrze nagradzane, bo zgodne z słówZ łatwością nauczyliśmy się zapożyczać cudze myśli, sformułowania, pomysły i nie dlatego, że cierpimy na ich brak. Najczęściej boimy się iść za swoimi, ponieważ boimy się oceny i porażki. Nie jest to ani dobre ani złe, jest takie jakie jest, ale nie jest nasze. Czasami wystarczy jedno znaczące dla naszej podświadomości wydarzenie, w którym to co stworzyliśmy spotyka się z negatywną dla nas oceną i które przejawia się silnymi emocjami takimi jak wstyd, złość czy lęk. Na tej podstawie tworzy się wzór powodując, że będąc w podobnych sytuacjach, nasze ciało w sekundę reaguje w nieprzyjemny sposób (ściskiem, drętwieniem, przyspieszonym biciem serca), a umysł produkuje niewspierające nas myśli. To klasyczna reakcja stresowa walcz/uciekaj. Dopóki nie zmienimy wzorca reagowania, dopóty w tych określonych sytuacjach będziemy się stresować i tworzyć kolejne blokady uniemożliwiające nam realizację prawdziwego potencjału. Kiedy uruchamia się wzorzec reagowania, jesteśmy w swoistym transie i działamy na to rodzaj analizy, która ma na celu wyjaśnienie i wydobycie wewnętrznego sensu” (to część cytatu dot. literatury). Idąc jednak dalej, dodałabym, że dotyczy to sensu osoby interpretującej, a nie autora. Co oznacza, że to samo dzieło może mieć tysiące różnych sensów. Czy to ma sens? Czyż, nie jest istotne co wyniesiemy dla siebie z tego z czym obcujemy. I tu znowu nasuwa mi się przykład naszych szkół, w których ocenia się zgodność napisanego sensu z sensem napisanym przez kogoś innego… Czyli nie ma tu analizy, jest tylko kopiowanie sensu, dostrzeżonego przez kogoś innego. Być może widać tu emocje, które mnie niosą kiedy to piszę, ale moje dziecko właśnie się z tym mierzy, a ja ponownie razem z nim. Tracimy cenną energię na odtwarzanie zamiast na tworzenie i własną interpretację, bo świat w naszym przekonaniu promuje to siebieMoja córka dostała pamiętnik, w którym na jednej pustej kartce zapisane jest zdanie „To miejsce na wyrażenie siebie”. I usłyszałam „mamo, co to znaczy wyrazić siebie?”. No właśnie, czym jest wyrażenie siebie. Dla mnie to tworzenie przez siebie, we własnych emocjach i odczuciach. Nie ma znaczenia co to jest, bo to jest Twoje drogi czytelniku. Może to być dosłownie wszystko i dosłownie nic. I mogę to odebrać zupełnie inaczej niż TY – ba, zapewne tak będzie. Ostatnio wyrażałam siebie i rozbudzałam swoją twórczą naturę za pomocą obrazu. Pierwszy raz w życiu miałam farby akrylowe, profesjonalne pędzle i tablice malarskie. Przy muzyce zaczęłam malować i malowałam nieprzerwanie przez 20 minut. Na samy początku umysł produkował oceny, zastanawiałam się czy nie jest to zbyt „jakieś”, ale kiedy odpuściłam, porostu malowałam. Efekt mojego wyrażenia siebie jest na wzorcówJeśli chcesz rozbudzić w sobie to co miałeś od zawsze, ale być może schowałeś do szuflady na samym dole biurka, możesz już dziś zacząć uruchamiać na nowo własny potencjał. Pierwszą techniką jest medytacją, która aktywuje prawą, twórczą półkulę mózgową i wzmacnia obszary odpowiedzialne za kreatywność (potwierdzają to liczne badania :). Drugim jest wprowadzanie do swojej codzienności wyzwalaczy. Po prostu zrób coś, czego nigdy nie robiłeś lub zrób w sposób, w jaki nigdy tego nie robiłeś (np. zacznij czesać swoje włosy ręką niedominującą, idź na przypadkowy film do kina, zrób coś co przełamie twój schemat). Zrób też coś, co na samą myśl o tym wywołuje mrowiący entuzjazm, ekscytację i ciekawość. Bez oczekiwania co do efektu, bez próby oceny i interpretacji osiągniętego rezultatu. A jeśli umysł stworzy takie myśli, tylko je zauważaj i puszczaj jak latawce na wietrze, bo to co robisz, robisz dla siebie. Nikt nie musi tego rozumieć, nawet ty sam na początku nie musisz. Ale jeśli wejrzysz w to co zrobiłeś, poczujesz czym to jest, czymkolwiek będzie..emocją… zmienić pewien wzorzec, musimy wytworzyć nowe połączenia w naszym mózgu, który zastąpią ten stary, niewłaściwy dla nas. A więc im częściej coś robimy, tym więcej połączeń tworzymy i tym trwalsze zmiany w nas następują. Tu nie ma drogi na skróty, potrzebne jest regularne działanie.
Niezwykłe, wzruszające i dające nadzieję przesłania książek i filmów Tak to już jest, że artyści wiedzą i widzą więcej. Starają się oni przekazać nam tę wiedzę w swoich dziełach, często w formie alegorii i metafor. Akcja wielu książek i filmów rozpoczyna się lub nabiera właściwego tempa, gdy następuje moment zejścia do podziemi. W dzisiejszym felietonie opiszę bardzo skrótowy przesłanie fragmentów trzech filmów. Te filmy czy też dzieła literackie, to: Władca Pierścieni, Truman Show, Robocop 3 (sic!). Bohaterowie „Władcy pierścieni” schodzą do podziemi by spotkać się z przeszłością Tak się dzieje we Władcy Pierścieni podczas eksploracji opuszczonej kopalni, w której spotykają trupy z dawnych czasów. Jest to symbol zapomnianych i ukrywanych przed światem „szkieletów w szafie” trzymanych przez konserwatywne, purytańskie społeczeństwo. Społeczeństwo oparte na hierarchii, patriarchacie, konserwatyzmie poznawczym, tresowane według antyludzkiej doktryny kapitalizmu i racjonalizmu, tworzy mnóstwo takich „trupów w szafie”. Mówi się, że każda rodzina, każda grupa, klasa szkolna, każda firma – ma takie skrzętnie ukrywane szkielety w starych, zamkniętych na wiele kłódek szafach. Moją rolą, misją i powinnością (och, jakże to nieskromnie brzmi) jest docieranie do tych „trupów w szafie„, i mówienie o nich publicznie. One istnieją, a my jako społeczeństwo wcale nie jesteśmy tak konserwatywni, ułożeni, zajebiści, pełni cnót jak twierdzimy. Śmiem twierdzić, że jest wręcz przeciwnie. Tych milionów szkieletów już nie ma gdzie chować, wszystkie szafy są nimi zapełnione, a fabryki nie nadążają z produkcją nowych. (Metafora taka). Ciemna, mroczna kopalnia z Władcy Pierścieni, w której umarli dawno ludzie (umarłe dawno sprawy..) zaczynają ponownie mówić, jest również symbolem rozjaśniania cieni z podświadomości. Nie można ich wypierać, negować, zamykać w szczelnej szafie czy kopalni. Bo one prędzej czy później dojdą do głosu. Truman Show – uwolnienie z systemu przychodzi przez odrzucenie społecznych schematów i propozycji na życie W filmie „Truman Show” główny bohater, uwięziony w strukturze systemowej, czasami schodzi do piwnicy (takie mini-podziemia). Ma tam ukryty sekretny skarb – wspomnienie kobiety Sylvii Garland, która chciała go przed laty wyrwać z systemu. Truman pewnej nocy („ciemna noc ducha„) schodzi do piwnicy, niejako „ogłusza” i „oślepia” nadzorców systemu. Drąży podziemny tunel, przemierza przez nocną głuszę do portu, by zmierzyć się ze swoim największym lękiem – lękiem przed morzem. Morze – Archetyp praoceanu z którego wyszło i wyewoluowało życie. Morze to także symbol początku i końca, odwiecznego „koła zamachowego życia„. Również symbol żeński. Lęk przed morzem który miał Truman można interpretować na trzy sposoby: -lęk przed śmiercią; -lęk przed „zmieceniem przez wzburzoną falę społeczeństwa” a więc z jednej strony, przed uniformizacją totalną, a z drugiej strony – przed ostracyzmem w przypadku braku uniformizacji i utraty, zaprzedania siebie. -lęk przed kobietami i swoją wewnętrzną kobiecą stroną. Zauważcie też, że Truman nie jest w stanie wydostać się „oficjalnymi” wyjściami z systemu, w którym jest on uwięziony. Nie może wyjechać autobusem do Chicago – bo się psuje. Nie może wypłynąć promem – bo paraliżuje go lęk na widok specjalnie zatopionej łódki. Nie może też wyjechać mostami prowadzącymi na drugą stronę zatoki, bo są one zakorkowane, niedrożne, niewydolne. A gdy jakimś cudem udaje mu się przejechać mostem na drugą stronę zatoki – zatrzymuje go „ściana„. System sięga po argument ostateczny – awarię reaktora atomowego (obezwładniające, niewidzialne zagrożenie życia atakujące ‚nie wiadomo skąd’). System wmawia Trumanowi, że uratował go przed przyjęciem potężnej dawki radiacji i niechybną śmiercią. Tymczasem żadnej radiacji nie było, bo jak wiemy z filmu, było to zaaranżowane i zapewne ćwiczone wiele razy wcześniej widowisko. Oczywiście, że jest to symbol. Właśnie tak postępuje kościół katolicki i inne religie, strasząc piekłem, diabłem, new age, okultyzmem tych, którzy chcą się wyrwać. W filmie, gdyby Trumanowi udało się ominąć zainscenizowane przedstawienie, prawdopodobnie zauważyłby, że to „oficjalne” wyjście z systemu tak naprawdę nigdzie nie prowadzi, a jeśli już – to do ściany, do kresu, gdzie dalej system już nie sięga. Te oficjalne wyjścia proponowane przez system (autobus do Chicago, biuro podróży, prom, mosty) są symbolami naszych ziemskich schematów i pomysłów na życie. Ideologie, religie, społecznie akceptowalne recepty i modele życia. Czyż nie są one straszliwie niewydolne? Czyż nie przynoszą one ogromu nieszczęścia, cierpienia, nienawiści, podziałów? Czyż nie prowadzą one donikąd? Truman musi więc działać inaczej niż proponuje to system (społeczeństwo). Najpierw usypia czujność strażników systemu, czyli udaje, że robi to, co zawsze. Buduje podziemny tunel z piwnicy. Wychodzi nim w niepilnowaną przez czujne, wszystkowidzące oko systemu noc – ciemną i niezbadaną. Eksploruje ją, prawdopodobnie bocznymi drogami udaje się do portu. Pokonuje swój największy lęk i wyrusza łodzią na pełne morze. Dostrzega to architekt systemu – Christof – i poprzez sprowadzenie na niego sztormu, próbuje go zawrócić. Nie udaje mu się to, a Truman dociera do ściany po tym, gdy jego łódź uderza w nią. Dociera do symbolicznego miejsca, gdzie system się kończy, gdzie ma swój kres. Tam staje się on zwyczajnie niewydolny, a poza ścianą już nie ma swojej władzy. Na sam koniec opowieści o filmie Truman Show dodam, że wyzwolenie głównego bohatera przychodzi poprzez.. kobietę. Sylvia Garland zbuntowała się przeciwko systemowi i dała mu wskazówki, jak wyjść z tego systemu. On ją zapamiętał na całe życie. W pewnym momencie zorientował się, jaką rolę odgrywa jego żona – ma cementować jego uśpienie, jego więzi z tym nieludzkim systemem. Ucieka od niej, uciekając z systemu. Jeszcze co do osoby architekta – Christofa – otóż nadaje on z tzw „księżycowego studia„, czyli pokoju mieszczącego się w urządzeniu imitującym księżyc. Jakie propozycje macie co do możliwej symboliki w tym zawartej? Jestem bardzo, ale to bardzo ciekaw. Film Robocop – czy zawiera głębsze przesłanie? Również film Robocop 3, kojarzony głównie z światem filmów SF i sensacyjnych, zawiera motyw zejścia do podziemi. Film ten to futurystyczna, dystopijna wizja upadłego miasta Detroit zarządzanego przez totalitarną korporację OCP. Podporządkowała ona sobie policję, media, prawo, i wszelkie inne dziedziny życia społecznego. W świecie realnym mamy obraz bardzo podobny, tylko sankcje są nieco mniej widowiskowe, mniej medialne. Ofiary neoliberalnego kapitalizmu odchodzą raczej po cichu, bez rozgłosu jaki miał miejsce w filmie Robocop 3. Robocop, czyli główny bohater, również dochodzi do kresu systemu, podług którego został stworzony i podług którego działa. Otóż w bitwie między oddziałami pacyfikującymi miasto, dowodzonymi przez szefa policji, ginie jego policyjna partnerka. Nie może on nic zrobić, ponieważ dyrektywy systemu uniemożliwiają mu atakowanie oddziałów pacyfikacyjnych. Wtedy zamierza przyłączyć się do rebeliantów. Schodzi on wraz z nimi do podziemi. Tam, jak się okazuje, jest drugie miasto, również tętniące życiem. Dodatkowo żyje tam dużo ludzi jakby „widzących więcej” – czyli rebeliantów sprzeciwiających się tyranii OCP. Istotne jest to, że Robocop podczas symbolicznego przejścia przez podziemia, ma częściowo sparaliżowane mechanizmy swojego cybernetycznego organizmu. Chodzi z wielkim trudem, musi korzystać z niepewnej i wątłej pomocy uciekających z nim ludzi. Jest to symbol oderwania się od systemu i wejścia na nieznany, niezbadany teren, pełen krętych tuneli, niewiadomych i tajnych przejść, gdzie zdać się trzeba na intuicję i prowadzenie przez wyższą jaźń. Robocop w podziemiach nie może już ufać systemowym mechanizmom, czyli swojemu cybernetycznemu ciału. Jest ono zepsute. Musi się zdać na żywego człowieka. W podziemiach życia, systemowe mechanizmy są więc oślepione, nie działają w pełni, nie działają prawidłowo. Poprzez ten labirynt prowadzi nas coś innego. W bazie rebeliantów Robocop zostaje naprawiony, a następnie ratuje sytuację na powierzchni, poprzez założenie prototypowych skrzydeł, umożliwiających latanie. Czego symbolem są skrzydła głównego bohatera? Jest to symbol nieznanych, niezbadanych i niepewnych możliwości (w filmie skrzydła te są dopiero prototypem, a nie wersją finalną). Często jednak okazuje się, że gdy odważymy się użyć tych możliwości (skrzydeł) – zdziałamy cuda. Warto też dodać, jakich ludzi system wystawia jako swoich pretorianów, obrońców, gdy uczciwi policjanci w proteście przed zbrodniczymi działaniami korporacji OCP odchodzą z pracy i przechodzą na stronę rebeliantów. Otóż system używa zdemoralizowanej młodzieży, której rozdaje broń i każe im zabijać wszystko, co się rusza. W istocie młodzież której jedynym „programem” jest: papieros, alkohol, narkotyk, seks, rozrywka, impreza, muzyka – i tak w kółko, aż do zerzygania – jest największym kontrolerem systemu, matrixa. W rzeczywistości taka dość prymitywna mentalność (papieros, alkohol, narkotyk, seks, rozrywka, impreza, muzyka) cechuje większość społeczeństwa. Dorośli, 30, 40 a nawet 50 letni ludzie, a są na poziomie emocjonalnym, mentalnym i duchowym rozwydrzonego 14-latka. „Umłodzieżowiono” wszystko, na czele z mentalnością, wartościami, czy choćby muzyką. To, co zrobiono muzyce, jest po prostu straszne. Większość muzyki to po prostu młodzieżowe subkultury – twory niezwykle destrukcyjne, antyspołeczne, psychopatyczne. W końcowej scenie filmu Robocop musi walczyć z dwoma bezdusznymi maszynami – o japońskich rysach twarzy. Jednak rebelianci włamują się do ich systemów, i w konsekwencji, prosystemowe maszyny walczą ze sobą na śmierć i życie, i niszczą się nawzajem. Jak to można odnieść do naszej realnej rzeczywistości? Otóż te maszyny, bezduszne, o psychopatycznych i nienawistnych rysach twarzy, są symbolem prawdziwych i równie bezdusznych „maszyn” pracujących dla ziemskiego systemu, matrixa. Czyli ideologii, religii, doktryn, schematów, modeli światopoglądowych. Są one tak samo zimne, okrutne, bezduszne i martwe, jak filmowe maszyny. Kluczem jest wyzwolenie się z tych ideologii i innych doktryn. Bycie ponad nimi, świadomość, że żadna z tych ideologii, doktryn, nie opisze całej złożoności świata i nie opisze całej prawdy. Ale dodam coś jeszcze.. Owszem, nie jestem żadnym wysoko wtajemniczonym ezoterykiem / okultystą. Nie uważam się też za osobę „oświeconą„. Ale swoje wiem. Otóż systemu nie można pokonać, zmienić, bo ma bardzo silne mechanizmy zabezpieczające. Ale jest jedna wyrwa w systemie.. Bowiem system można zniszczyć, czy mówiąc kolokwialnie – „rozjebać w pył„. Można tak zrobić, że te ideologiczne maszyny zaczną się same zwalczać, pożerać, gnić od środka, tak jak w filmie Robocop 3. Trzeba tylko zwrócić je przeciwko sobie. Systemu nie da się pokonać i zmienić, ale.. da się go zawirusować i zniszczyć Pamiętajmy jedno.. Ludzie systemu są niezwykle zgodni, jednomyślni, karni, zdyscyplinowani, zjednoczeni. To nam, rozgorączkowanym i szukającym wszędzie spisków antysystemowcom, tego bardzo brakuje. Tego powinniśmy się od nich uczyć, bowiem: „Godzi się uczyć i od wroga„, jak głosi starożytna maksyma. Ale nie o tym tylko chciałem powiedzieć. Bo im większa niezgoda, im większy krach w łonie na ogół zgodnego systemu, tym lepiej. Wszak mówi się – „Ordo ad Chao” – Porządek powstaje z chaosu, a na gruzach starego, zepsutego systemu, zbuduje się Nowy Porządek, choćby trochę lepszy. Otóż należy zwrócić przeciwko siebie rozgorączkowanych, ideologicznych i religijnych oszołomów. Ateiści (racjonaliści) kontra katolicy, tęczowe lewactwo kontra korwinistyczne prawactwo. Trzeba wspierać radykalizmy, oszołomstwa, tendencje nienawistne w tych grupach (ideologicznych i religijnych) co sprawi, że będą one toczyły nieustającą wojnę. Pisałem o tym w kontekście katolicyzmu w felietonie poniżej: –Ezoteryka: Franciszek I to „nasz człowiek” który zakończy historię kościoła? To, co powyżej napisałem, może wydawać się wręcz szokujące.. Ale przecież chodzi o efekt odśrodkowy. Większość społeczeństwa jednak nie lubi radykalizmu i oszołomstwa. I to obojętnie czy jest to oszołomstwo ateistyczne (racjonalistyczne) czy katolickie. Obojętnie, czy jest to oszołomstwo korwinowo-nacjonalistyczne, czy też tęczowo-lewackie. Ludzie, którzy choć trochę czują sercem i duchem, będą patrzyć z obrzydzeniem na to wzajemne oszołomstwo i radykalizm. Będą bardzo powoli, lecz nieubłaganie odchodzić od złudnych iluzji społecznych – czyli ideologii, religii (w tym religii racjonalistycznej), od sztywnych schematów wierzeń. I o to właśnie chodzi. Jedną z najważniejszych prawd duchowych głosi bowiem, że przemiana, zmiana, nie przychodzi porządnie, bezboleśnie, podczas medytacji, upajania się pięknem przyrody.. Choć to też jest bardzo ważne. Prawdziwa przemiana często prowadzi przez rozpad, anihilację, gruzy starego systemu.. Popatrzcie na to co stało się na Islandii, Węgrzech, Grecji, a teraz dzieje się w Polsce. Te kraje były rządzone przez kapitalistycznych psychopatów podporządkowanych niemieckim i francuskim finansistom. Dopiero gdy zostały doprowadzone do ruiny, społeczeństwa się obudziły. W Polsce przyszła ekipa rządząca (choć też nie będzie to ekipa idealna i w 100% czysta) będzie odbudowywać kraj praktycznie od zera. Bo obecna władza stosuje taktykę spalonej ziemi i „po nas choćby potop„. W tej zdawałoby się czysto politycznej sferze, także widać duchowy zamysł – powinniśmy się w te nasze polskie, a potem europejskie przemiany, włączyć. Przede wszystkim sercem i duchem – bo to jest najsilniejsza broń w walce z psychopatami i ich mechanizmem opresji. O przesłaniach dzieł kultury i pop-kultury pisałem też w innych felietonach: –Bądźmy jak główny bohater filmu „Truman show” – uwolnijmy i obudźmy się! –O paradoksie Supermana. To mężczyźni są dyskryminowani! Feministki bezczelnie kłamią! Autor: Jarek Kefir Popierasz ideę strony Jarka Kefira? Podobają Ci się moje artykuły, wklejane linki, informacje, obrazki? Dołącz do grona dobroczyńców i wesprzyj moje niezależne kanały informacji! 🙂 Link z informacją, jak to zrobić:
AboutThis song bio is unreviewedŻeby zrozumieć co autor miał na myśli trzeba być w stanie nietrzeźwości. Stephen King, postać o której nawijam tworzył będąc pod wpływem, i aby lepiej zrozumieć co miał na myśli sam to robiłem. Utwór ten jest także utrzymany w nastroju grozy, nawiązuje do istot z us a question about this songCreditsRelease DateMarch 24, 2020Tags
– Namalowałem go w bajkowym stylu, którym często posługuję się w moich pracach będących komentarzem do społecznie ważnych tematów – cytuje malarza portal Artysta Kokott wyjaśnia, że „Drugie posiedzenie komisji podjęło już decyzje przyglądając się dokładnie oryginałom przesłanym przez artystów. Organizatorzy opublikowali listę obrazów, które będzie można zobaczyć na pokonkursowej wystawie. Wśród wspaniałych artystów, którym serdecznie gratuluję, znalazło się też moje nazwisko”. Płótno sporych rozmiarów (120 na 100 cm), to jedno z cyklu „Królestwo grzybów”. Ten (namalowany w 2020 r.) i inne obrazy laureatów Bielskiej Jesieni można już oglądać w BWA. „Trafne, czy nie, skuteczniej byłoby zrobić mema a nie pi****yć się z pędzlem. Bo to co najwyżej ten sam poziom artystyczny”. „To jest jawna profanacja wspaniałego muchomora, co my porównujemy”. „Naprawdę to strona galerii BWA? W jakim świecie ja żyję?” – to niektóre z komentarzy pod wpisem na facebookowym profilu BWA w Bielsku- Białej. Zobacz także: To przez niego Kaczyński odchodzi z rządu! Brat cioteczny prezesa PiS zdradza tajemnicę! Protest przed siedzibą kardynała Dziwisza w Krakowie Kardynał Stanisław Dziwisz jako muchomor?! Co autor miał na myśli? Malarz najpewniej zamiast kardynalskiego biretu przybrał głowę kardynała kapeluszem z muchomora czerwonego (Amanita muscaria), najbardziej rozpoznawalnego z rodziny muchomorowatych. Występuje też w mowie potocznej jako: bedłka muchomor, marynuch, muchajer, muchar czerwony, muchomorka, muchomór prawdziwy, muchoraj, muchorówka, muchota, muchotrutka, muszarka, muszorka. Ma w sobie substancje trujące i halucynogenne – muskarynę i kwas ibotenowy. Kto się na niego skusi (choć jest to mało prawdopodobne), to objawy zatrucia może poczuć już po 30 minutach. Na początku będą to: silny ból żołądka, biegunka i wymioty. Potem dojdzie do bólu mięśni i omamów. W skrajnie ciężkim zatruciu – do śpiączki. Wskazana jest wizyta w szpitalnym oddziale ratunkowym, bo choć śmiertelne zatrucia są bardzo rzadkie, to nie można ich bagatelizować. Muchomor czerwony nie jest najbardziej trującym w swym gatunku. To może stanowić okoliczność łagodzącą dla artysty, gdyby kardynał Dziwisz poczuł się obrażony na tyle, by szukać zadośćuczynienia po sądach. „Muchomor sromotnikowy, jest najbardziej trującym organizmem naturalnie żyjącym w Polsce. Jeden owocnik może wytruć całą rodzinę. Nasz organizm nie potrafi rozkładać substancji trujących w nim zawartych” – powiedział (w 2020 r.) PAP prof. Andrzej Grzywacz (Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego). Kardynał Stanisław Dziwisz Kardynał Stanisław Dziwisz po śmierci Jana Pawła II był – od 2005 do 2016 r. – arcybiskupem metropolitą krakowskim. Od roku 2016 jest arcybiskupem seniorem archidiecezji krakowskiej. Był wykonawcą testamentu Jana Pawła II. Ten zobowiązał go do zniszczenia wszystkich swoich osobistych notatek. Sekretarz papieża nie spełnił jego woli. Niektóre z zapisków opublikował w 2014 r. w książce „Jestem bardzo w rękach Bożych”, co wzbudziło wówczas spore kontrowersje. Przeczytaj: Kardynał Stanisław Dziwisz w niemieckiej limuzynie. Setka w 7 sekund Sonda Czy pedofilia w Kościele to poważny problem?
co autor miał na myśli